Nie czekając ani chwili chwyciłem kluczyki od mojego samochodu i wybiegłem z domu. Za mną biegł Harry, który ciągle był wściekły jednak wiadomość od detektywa sprawiła, że postanowił odłożyć swoją złość na później. Jechałem bardzo szybko, nie przejmując się żadnymi ograniczeniami prędkości. Teraz liczyło się tylko wyciągnięci z Charlesa wiadomości o pobycie mojej ukochanej. Jak burza wpadliśmy do budynku, w którym znajdowała się jego kancelaria i pobiegliśmy do jego biura. Siedział przy biurku czekając na nas.
- Witajcie chłopcy - powiedział ze stoickim spokojem.
- Gdzie ona jest? Czego się dowiedziałeś? - wypytywał loczek, któremu zależało na tych informacjach równie mocno co mnie.
- Spokojnie. Dziewczyna obecnie znajduje się w Londynie. Proszę oto jej adres. - powiedział wyciągając w naszą stronę karteczkę - Jednak powinniście wiedzieć, że... - nie dane mu było skończyć gdyż wyrwałem kartkę z jego dłoni i wybiegłem z budynku. Adres na kartce zaprowadził nas do wieżowca w centrum miasta. Numer piętra widoczny na świstku to trzynaście. Wbiegliśmy z lokatym do windy i nacisnąłem odpowiedni przycisk. Gdy dojechaliśmy moim oczom ukazał się korytarz, na którym znajdowały się tylko jedne drzwi. Hazza nacisnął przycisk dzwonka.
- Już idę - usłyszałem tak dobrze znany mi głos a moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Drzwi otworzyły się a widok jaki ujrzałem sprawił, że moje ciało zastygło w bezruchu. Przed nami stała kobieta, która w najmniejszym stopniu nie przypominała naszej Lucy. Ubrana była tak, a zamiast długich blond loków miała ciemne proste włosy, ale oczy... To były wciąż te same głębokie, niebieskie oczy.
- Lucy... - wyszeptałem.
- Vanessa. A wy przepraszam kim jesteście? - usłyszałem z ust dziewczyny. Spojrzałem na Hazzę. Po jego policzku płynęła łza. Chłopak biegiem rzucił się w stronę windy a ja czułem, że moje serce rozpada się na miliony maleńkich kawałeczków.
Oczami Vanessy.
Siedziałam z Natem na kanapie i oglądaliśmy telewizję gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę kochanie - powiedziałam - Już idę! - krzyknęłam głośno. Otworzyłam drzwi, za którymi ujrzałam dwóch młodzieńców, którzy mi się przyglądali. Zmierzyłam wzrokiem pierwszego. Na głowie miał burzę ciemnych loków, na oko mógł mieć siedemnaście-osiemnaście lat i był całkiem przystojny. Przeniosłam wzrok na drugiego gościa i zaparło mi dech w piersiach. Jeżeli lokowaty był przystojny to ten był nieziemski. Moje oczy zwróciły się ku jego twarzy i mogę przysiąc, że moje serce stanęło na chwilę. To były te oczy. Dokładnie te z mojego snu.
- Lucy... - wyszeptał. Nie wiedziałam o kogo mu chodzi jednak to imię wydało mi się dziwnie znajome. Postanowiłam dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
- Vanessa. A wy przepraszam kim jesteście? - zapytałam. Reakcja chłopaka o kręconych włosach była na prawdę dziwna. Po jego policzku spłynęła łza po czy pobiegł jak torpeda w stronę windy. Brązowooki stał chwilę w osłupieniu jednak po chwili odezwał się.
- Jak to? Nie wiesz kim jesteśmy? - dziwił się.
- A powinnam wiedzieć?
- Kochanie! kto przyszedł? - usłyszałam krzyk Nathaniela.
- Eveline przyszła na chwilę porozmawiać. - skłamałam sama nie wiedząc czemu i wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi.
- Kto to był? - chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- To był mój narzeczony. - odparłam machając mu przed nosem ręką, na której znajdował się pierścionek zaręczynowy. W jego oczach dało się wyczytać cierpienie co mnie zdziwiło. - Powiesz mi wreszcie kim jesteś?
- Liam. Ja jestem... Przepraszam byłem tak jakby twoim chłopakiem. - powiedział patrząc na mnie z bólem wypisanym na twarzy. Jak to on był moim chłopakiem? Przeżyłam szok. Nate nigdy nie wspominał, że byłam z kimś przed nim. Myślałam, że on był jedyny. I dlaczego ten Liam nazywa mnie Lucy? Przecież mam na imię Vanessa. Postanowiłam dowiedzieć się tego jednak moje plany legły w gruzach w chwili gdy drzwi od naszego apartamentu otworzyły się i wyszedł z niego mój narzeczony, który był nieco zdziwiony widokiem nieznajomego zamiast naszej sąsiadki Eveline.
- Kochanie proszę Cię bardzo pożegnaj się z panem i wróć do mieszkania. - oznajmił wracając do środka.
- Ja muszę już iść.
- Słuchaj, to jest mój numer. Zadzwoń jeśli będziesz chciała się czegoś dowiedzieć. - szepnął zmieszany wyciągając w moją stronę mały świstek papieru. Wzięłam od niego karteczkę a on odszedł zostawiając mnie zdezorientowaną. Schowałam ja do kieszeni i wróciłam do mieszkania.
- Kim był ten człowiek i dlaczego mnie okłamałaś?! - naskoczył na mnie Nathaniel.
- O nie. Jedyną osobą, która w tym momencie będzie zadawać pytania jestem ja. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że chodziłam z nim przed Tobą? I dlaczego do cholery on mówił do mnie Lucy?! Myślałam, że jesteśmy wobec siebie szczerzy!
- Co on Ci naopowiadał?! - krzyczał Nate a w jego oczach widać było przerażenie.
- Coś o czym ty najwyraźniej zapomniałeś!
- Nie życzę sobie aby ten człowiek kiedykolwiek więcej pojawił się w naszym domu! Nie chcę żebyś się z nim widywała!
- Nie jestem twoją zabawką, której możesz rozkazywać! - krzyknęłam i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Nie wiedziałam dokąd mam się udać. Nie znałam jeszcze Londynu. Szłam przed siebie a słone łzy zalewały moje policzki. Wyciągnęłam z kieszeni kartkę i wykręciłam numer.
- Halo? - usłyszałam po trzech sygnałach.
- Liam? Tu Vanessa, Lucy czy ktokolwiek. Wiem, że dopiero co ode mnie wyszedłeś ale może mógłbyś się spotkać.
- Jasne, że mógłbym. Za dwadzieścia minut w Starbucksie na Charing Cross Street?
- Może być. Do zobaczenia. - rozłączyłam się i złapałam taksówkę. Podałam kierowcy nazwę ulicy i ruszyliśmy. Jechałam dowiedzieć się kim tak na prawdę jestem.
To jest niesamowite :) Z niecierpliwością czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńsuper blog! czekam na następny- sylwia :)
OdpowiedzUsuńJezu... jakie to był cudny rozdział , normalnie kocham twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń